« Wszystkie Wydarzenia

  • To wydarzenie minęło.

Weronika Gogola – spotkanie autorskie

17 listopada 2017, 17:00 - 18:30

Spotkanie autorskie z Weroniką Gogolą i promocja jej brawurowego debiutu „Po trochu”. Powieść ukazała się w Wydawnictwie “Książkowe Klimaty” w czerwcu 2017 r.

Spotkanie odbędzie się 17 listopada (piątek), o godz. 17.00 w Wypożyczalni dla Dorosłych MBP (ul. Staszica 6).

Wstęp wolny.
Projekt dofinansowany przez Gminę Miasta Tarnowa w ramach zadania „Osiedle COOLtura”

Powieść „Po trochu” to nostalgiczna podróż do lat dziecięcych i młodzieńczych spędzonych na polskiej wsi – a dokładnie: w Olszynach pod Tarnowem (gmina Rzepiennik Strzyżewski). Autorka przywołuje swoje wspomnienia z lat 90’, ujmując je w zbiór dwunastu krótkich historii rodzinnych, składających się na opowieść o dzieciństwie i dorastaniu na wiejskim podwórku, o szkole i beztroskich zabawach, o rodzicach, wujkach, ciotkach, a także o śmierci bliskich osób.

“Najlepsze historie z życia zawsze opowiada się po trochu, po kawałku. Ktoś coś zapamiętał i z tej pamięci rodzą się najpiękniejsze opowieści. Zupełnie tak, jakby siąść z przyjacielem i zacząć rozmowę: o sobie, o dzieciństwie na wsi, o Mamie, a jeszcze bardziej o Tacie, o wujkach, ciotkach, kuzynach. W takich chwilach chodzi o to, by mówić najprościej – bez zadęcia, bez patosu, bez wstydu: o pierwszych widzianych pożarach, o stratach, które przygotowują nas na kolejne odejścia, o czarach, o sikaniu na stojąco, o wsi, o „fuszkach życia”, o tym, że Mama mogłaby być Stingiem, ale jej się nie chce.
I właśnie tak, jak w zwykłym życiu, o najważniejszych sprawach, i o tych całkiem zwyczajnych, które zna każdy – Weronika Gogola opowiada w Po trochu.”

To jest pełna życia książka o śmierci. Przejmująca i śmieszna, bo to się przeplata, jak w życiu. Śmierć jest tu oswojona, jak to na wsi, bo przy zmarłych się czuwa. I jest to też opowieść o dorastaniu: nie jest łatwo być dziewczynką, w dodatku taką, która miota klątwy. Cieszę się, że po „Gugułach” Wioletty Grzegorzewskiej, pojawił się taki nowy, mocny głos w literaturze.

| Justyna Sobolewska

Weronika Gogola, zwana też Janicką Zbójnicką, to naprawdę pankarpacka pisarska zbójnicka. Wywojowująca sobie przestrzeń ponad granicami, w całych Karpatach: polskich, ukraińskich czy słowackich. Urodziła się na jednym ich, polskim, końcu, z hukiem przetarabaniła się przez całą Karpację, by osiąść na końcu drugim. Jej opis karpackiego świata jej dzieciństwa dorównuje jakością i klimatem temu rodzajowi snów, w które zapada się leżąc w słońcu, na trawie, w lekkim górskim wietrzyku. Pod kątem leżąc, bo to w końcu Karpaty.

| Ziemowit Szczerek

Weronika Gogola – urodzona w 1988 r. w Nowym Sączu. Wyrastała w Olszynach, którym to postanowiła poświęcić swój debiut prozatorski. Tłumaczy ze słowackiego i ukraińskiego. Skończyła Ukrainoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Debiut jest wyrazem wdzięczności za wszystko, co dała jej Ojcowizna. Konsekwentnie buduje swoją Córowiznę.

[Źródło: Wydawnictwo Książkowe Klimaty]

[fragment]

Najgorzej być małą dziewczynką. Bycie małym chłopcem jest o wiele łatwiejsze. Kiedy się bijesz, nikt nie przezywa cię Godzilla, tylko wszyscy mówią o tobie równy gościu, możesz sikać w lesie na stojąco i nie musisz się bać, że jakiś kleszcz wejdzie ci do środka, możesz mówić kurwa kiedy chcesz, nie musisz się dobrze uczyć, możesz być ministrantem i zarabiać pieniądze, chodząc po kolędzie, nie musisz odkurzać i zmywać naczyń, nie musisz nosić długich włosów i uważać na rzepy, nie musisz się bać, że kiedyś w końcu przyjdzie okres i będziesz mieć przesrane, jak mawia ciocia, nie musisz się opiekować młodszą siostrą albo bratem, nie musisz grać w ręczną tylko w nożną, możesz dłużej jeździć na rowerze po zmroku, nawet jak nie masz dynama, a przede wszystkim, przede wszystkim możesz jeździć na simsonku. A ja tylko siedziałam w oknie i słuchałam, jak po wypiciu oranżady u Howańca w sklepie odpalają swoje simsonki i jadą przed siebie. I mają wszystko w nosie. Czasami im złorzeczyłam z tej zazdrości, kiedy tak jeździli wte i wewte, a ja z rozpaczy zajadałam się drażami Korsarz i myślałam o tym, że gdybyśmy byli piratami, z pewnością wszystko byłoby inaczej, do stu tysięcy beczek rumu! I złorzeczyłam im znowu starym zaklęciem: Surtupurtu za tymi kurwami. Wiedziałam, że jestem czarownicą i że mam moc. Po prostu z nudów jej nie używałam. Ale to ich ciągłe jeżdżenie naprawdę zaczynało mnie denerwować. Więc krzyczałam: Surtupurtu! Z całych sił. Ale czasami, zanim się rzuci zaklęcie, dobrze jest się zastanowić. Bo słowa mają wielką siłę i odbijają się od gwiazd i wracają z powrotem.

Szczegóły

Data:
17 listopada 2017
Czas:
17:00 - 18:30
Kategoria: